Strony

piątek, 30 października 2015

Tak się "fałszuje" w Obwodowych Komisjach Wyborczych!

fot. MOs810, lic. cc-by-sa
Już taki jestem, że jak sam nie zobaczę to nie uwierzę. Dlatego po wyborach samorządowych, okrzykniętych przez różne środowiska jako "sfałszowane" postanowiłem zainteresować się jak wyglądają wybory w Polsce "od kuchni". Do tej pory kompletnie nie interesowałem się w jaki sposób dobierani są ludzie liczący krzyżyki na kartach wyborczych, nie miałem też pojęcia jak wygląda ich praca oraz podejście do demokracji. Postanowiłem więc wmieszać się w tę grupę i na własnej skórze przekonać się czy w Obwodowych Komisjach Wyborczych faktycznie dochodzi do wypaczania naszych głosów, bo jak twierdzi wielu - przecież nie znam nikogo kto głosuje na partię XYZ, a ta przekroczyła próg wyborczy.

Ten artykuł opieram na własnych doświadczeniach i obserwacjach z perspektywy trzech różnych wyborów (prezydenckie, referendum i parlamentarne) oraz trzech różnych funkcji (raz byłem zwykłym członkiem komisji, raz przewodniczącym i raz zastępcą przewodniczącego).

Kim są ludzie za stołem prezydialnym?


Nie raz wchodziłeś pewnie do lokalu wyborczego, ustawiałeś się w kolejce do wielkiego stołu nakrytego zielonym obrusem, pospisywałeś listę i odbierałeś kartę do głosowania. A zastanawiałeś się kiedyś kim są osoby siedzące za stołem? To członkowie Obwodowej Komisji Wyborczej - ludzie, którzy przez cały dzień czuwają nad poprawnością przeprowadzania wyborów w danym obwodzie (części gminy). Nie tylko wydają karty, ale plombują urnę, obserwują ją przez cały dzień, a na koniec otwierają i liczą głosy. Od tych ludzi zależy praktycznie wszystko, także to czy wybory zostaną przeprowadzone w sposób uczciwy.

Członkowie OKW w lokalu wyborczym stawiają się jeszcze przed rozpoczęciem wyborów. Dzień przed wyborami przygotowują lokal, sprawdzają czy w budynku jest wszystko potrzebne do przeprowadzenia wyborów (urna wyborcza, odpowiednie stoły, miejsca do zakreślania głosu, godło, flaga itp.). Liczą ile czystych kart wyborczych przyjechało do lokalu (zazwyczaj jest ich mniej niż uprawnionych do głosu - nikt nie zakłada, że frekwencja wyniesie 100%), sprawdzają czy urna nie ma podwójnego dna oraz czy przekazany spis wyborców jest kompletny.

fot. Julo, lic. PD

W tym momencie pewnie zadacie pytanie: powiesz wreszcie kim są Ci ludzie? Mogłoby się wydawać, że to zwyczajni urzędnicy, pracujący na co dzień w urzędzie gminy. Nic bardziej mylnego. To znaczy, bycie urzędnikiem nie wyklucza możliwości pracy w komisji, ale w komisji muszą być ludzie "od sasa do lasa".

W swoich komisjach spotkałem zarówno studentów, emerytów, przedsiębiorców, jak i osoby chcące dorobić do pensji z etatu. Komisja zazwyczaj liczy 7-9 członków (w referendum mniej - u mnie 6) i muszą oni wywodzić się z różnych środowisk politycznych, by móc wzajemnie patrzeć sobie na ręce. Dlatego do pracy przy liczeniu głosów delegowani są członkowie i sympatycy partii politycznych (i innych organizacji) startujących w wyborach tzn. w wyborach parlamentarnych swoich ludzi do liczenia głosów delegowali przedstawiciele Platformy, PiSu, KORWiNy, Kukiza i pozostałych uczestników walczących o mandaty. Co ważne w jednej komisji wyborczej może zasiadać tylko jeden przedstawiciel danego komitetu, dodatkowo w każdej z komisji z urzędu pracuje jedna osoba wskazana przez wójta/prezydenta miasta (zazwyczaj jest to pracownik placówki w której odbywa się głosowanie - np. jeżeli urna stoi w szkole to w komisji zasiada nauczyciel z tej szkoły).

Moim zdaniem jest to całkiem uczciwy system. Ludzie (przynajmniej teoretycznie) się nie znają, reprezentują różne poglądy i to utrudnia możliwość fałszowania wyborów przez członków komisji. A jeżeli już miałoby do tego dochodzić to winni są sami uczestnicy wyborów - komitety (z resztą zgodnie z logiką) powinny do komisji desygnować osoby, którym ufają!

Mężowie zaufania


Jakby tego było mało kandydaci (lub kandydujące komitety) mają prawo zgłosić do każdej z komisji swojego męża zaufania - jest to osoba desygnowana przez komitet (nawet w ostatniej chwili - wystarczy oświadczenie podpisane przez pełnomocnika wyborczego lub osobę przez niego upoważnioną), która może obserwować, a od tego roku nawet rejestrować pracę komisji od samego początku, tj. wejścia do lokalu. Osoba ta ma prawo obserwować wszystkie czynności: liczenie dostarczonych kart, komisyjne zaplombowanie urny wyborczej, przebieg wyborów przez cały dzień, a także liczenie głosów, przygotowanie protokołu i dostarczenie gotowego dokumentu do gminy.

Problem w tym, że w żadnych z wyborów w których brałem udział jako członek komisji, takiego męża zaufania nigdzie nie było. Jak to w naszym pięknym kraju, każdy mądry jest we własnym fotelu kiedy wykrzykuje, że wybory są sfałszowane, a jak coś trzeba zrobić, ruszyć tyłem z ciepłego mieszkania to nie ma chętnych! Niestety taka jest przykra prawda.

Liczą głosy za zamkniętymi drzwiami!


W przestrzeni publicznej, głównie w Internecie pojawiają się zarzuty, że komisje liczą głosy za zamkniętymi drzwiami i nikt nie ma możliwości ich kontrolowania. Pokazywane są nawet zdjęcia, jak to w innych krajach obywatele przyglądają się liczeniu krzyżyków przez komisję. To, że nikt nie ma prawa obserwowania prac komisji jest nieprawdą, co pisałem już akapit wyżej - z tego prawa po prostu nie korzystamy! Szczerze mówiąc to trochę sobie nie wyobrażam sytuacji w której do lokalu wyborczego wpadłaby chmara rozwrzeszczanych zwolenników, jednej czy drugiej formacji - wyobrażacie sobie liczenie, które wymaga jakiegoś skupienia w towarzystwie kilkudziesięciu członków partyjnych młodzieżówek, które już nie raz pokazały co potrafią?

A jak wygląda samo liczenie? Czy na prawdę dzieją się takie cuda, o jakich mówią "spiskowcy"? Szczerze mówiąc niczego specjalnie podejrzanego nie zauważyłem. Praktyka za każdym razem była taka sama: po zakończeniu głosowania zsuwa się kilka stołów, wysypuje się na nie karty do głosowania i członkowie komisji rozdzielają głosy na "kupki" (poszczególnych kandydatów, komitetów). Wszyscy siedzą przy jednym wielkim stole i nie byłoby problemu z zauważeniem, że ktoś wykonuje jakieś dziwne ruchy.

Nigdy też nie spotkałem się z odmową gdy zaproponowałem żeby głosy na jedną czy drugą partię przeliczyć jeszcze raz - nawet bez podania konkretnego powodu. Nikt nigdy nie odmówił mi pokazania z bliska jakiejś karty, a wszystkie karty z głosami nieważnymi zawsze był pokazywane wszystkim członkom, którzy mięli możliwość wypowiedzenia się co sądzą o "fajce zamiast krzyżyka".

Skąd więc "dziwne" wyniki wyborów?


Mówi się, że by zwątpić w sens demokracji wystarczy posłuchać dowolnej sondy ulicznej w której ludzie argumentują fakt poparcia dla partii na którą zamierzają oddać głos. Jeśli ktoś chce upewnić się w przekonaniu, że demokracja nie jest systemem idealnym polecam spędzić kilka godzin w lokalu wyborczym.

To co zobaczyłem mnie z zszokowało! Z przykrością stwierdzam, że znaczna część Polaków przychodzi do wyborów z wbijanego nam do głowy "obowiązku obywatelskiego". Ludzie, nie wyglądający na takich, którzy głosują po raz pierwszy w życiu bardzo często sprawiają wrażenie niezorientowanych, nie tylko w zasadach głosowania, ale i w tym na kogo głosują. Na wyborach parlamentarnych zdarzały się osoby, które były przekonane, że zagłosują na Prezydenta Dudę, na prezydenckich ktoś pytał kto to są Ci ludzie poza Dudą i Komorowskim i po co ich tam wpisali, a o tym, że w referendum brali udział ludzie przekonani, że wypowiedzą się na temat wieku emerytalnego i lasów państwowych to już nawet nie będę pisał.

Tak więc mogę Wam powiedzieć, że w ciągu pracy w tych trzech komisjach nie zaobserwowałem żadnych niepokojących zachowań. Poznałem za to system działania oraz to, że najwięksi krzykacze zamiast faktycznie "pilnować" wyborów, zgłaszac się do pracy w komisji czy jako mężowie zaufania wolą wylewać swoje żale na internetowych forach - często nie mając w ogóle pojęcia na jakich zasadach dobierani są ludzie do liczenia głosów.

Oczywiście nie mogę powiedzieć, że wiem jak wygląda praca komisji w całym kraju bo widziałem jedynie malutki wycinek z iluśtamdziesiąt tysięcy komisji, jednak niezadowalającego wyniku osiągniętego przez jedną czy drugą opcję nie doszukiwałbym się w fałszowaniu wyborów na najniższym szczeblu, a raczej w postawie głosujących.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz